Podróż
trwa kilka godzin i późnym popołudniem Kath dźwiga swoją walizkę na nowojorski
peron. Stacja kolejowa na Broadwayu znacznie różni się od przepychu, który
dziewczyna miała okazję zobaczyć chwilę temu, gdy pociąg sunął między
oszklonymi wieżowcami w południowej części Manhattanu. Podziemne terminale są
szare i ciasne, a liczba ludzi jeszcze bardziej potęguje ten efekt. Brunetka ledwie
zdąża postawić stopę na peronie, gdy dwóch komendariuszy szybkim krokiem
przystępuje do oględzin jej bagażu. Brunetka rozgląda się niepewnie. Do każdego
nowoprzybyłego obywatela w tym samym czasie, podchodzi ktoś z komanda. Każdy
umundurowany na czarno komendariusz bez wahania otwiera walizki i torby,
skrupulatnie przegląda ich zawartość. Dalsza droga na wolności dla danego
obywatela zależy od tego, czy ma posiadaniu coś zabronionego. Według prawa nie
można posiadać więcej niż dziesięć kilogramów dobytku, a w jego skład muszą
wliczać się maksymalnie trzy komplety ubrań. Zakazane jest trzymanie broni
palnej, a także jakiejkolwiek innej, np. noży, czy scyzoryków. Władze także
nakładają kary za przewóz urządzeń elektronicznych, czy miniaturowy układów scalonych,
jak np. chipy komputerowe. Na koniec Kath, jak i inni nowo przybyli muszą
przejść przez specjalny tunel zaprogramowany tak, by wykrywać niepożądane
obiekty w bagażach, jak i na ciele człowieka, a także wewnątrz niego. Korytarz
jest zaciemniony, a po wkroczeniu do niego słychać uciążliwe buczenie.
Przejściu przez tunel, towarzyszy nieprzyjemne mrowienie w żołądku, co jest
spowodowane oddziaływaniem nieszkodliwej dawki promieniowania rentgenowskiego.
Kontrola
przebywa bez zakłóceń i żaden z nowo przybyłych obywateli nie zostaje
zatrzymany. Brunetka podchodzi do bramki i skanuje swój bilet kolejowy,
następnie przykłada dłoń do kolejnego skanera i w stronę głośnika wypowiada
dane osobowe. Stal wsuwa się w wypustki w ścianie i dziewczyna może przejść dalej.
Automatyczne drzwi otwierają się, widzi przed sobą rozległą halę, która wygląda
jak lotnisko. Całość przewyższa oczekiwania. Wzdycha, widząc ogrom miejsca,
setki ludzi krzątają się przed nią w pośpiechu. Wszystkie kobiety mają na sobie
szare, proste sukienki o kwadratowych dekoltach, a mężczyźni kostiumy w
podobnym kolorze, zapinane wysoko pod szyją. Ubrania kobiece i męskie są niemal
identyczne, więc ulice zalewają tak samo wglądający ludzie. Taki jest kodeks,
jakim rządzi się wielkie miasto. Prawo głosi, że ludzie pracujący muszą
wychodzić na zewnątrz w konkretnych ubraniach, zachowywać się w wyznaczony
sposób, tak by należycie reprezentować władzę, która jest ich pracodawcą. Kath
pośród nienagannie wystrojonych ludzi wygląda dziwacznie. Jej inność rzuca się
w oczy.
— No
to witam, Nowy Jorku… — Kath mruczy pod nosem i kieruje się do ruchomych
schodów, które prowadzą na wyższe piętro. Wychodzi na ulicę i widzi, że jest
malutka pośród architektonicznego labiryntu. Unosi głowę do góry i widzi
oszklone budynki, wielopoziomowe linie kolejowe i ulice wzniesione wiele metrów
ponad jej głową. Wszystko jest ogromne i zachwyca. Kath kręci się dookoła i
próbuje uchwycić wzrokiem wszystkie szczegóły. Znajduje się teraz kilka ulic od
Mostu Manhattańskiego, jednak nie ma szans dostrzec, choć kawałka jego
konstrukcji. Wszędzie dookoła otaczaj ją zapierająca dech infrastruktura.
Ludzie parzą na jej zachwyt z grymasem i politowaniem, potem mijają ją, nie
oglądając się już za siebie.
Brunetka odnajduje
postój pojazdów unoszących się nad ziemią, wyglądają na taksówki. Kath pakuje
swoje rzeczy do jednej z nich, po czym sama zajmuje miejsce z tyłu.
—
Pieniądze masz? — Słyszy niemiły głos mężczyzny w średnim wieku. Kath przysuwa
się do przodu, jednak nie dostrzega żadnego kierowcy. Głos wydobywa się z
głośnika.
—
Mam.
—
Jaką sumę masz? Tu się wszystko podlicza. — Kath spogląda w głąb swojego
portfela. James obiecał, że regularnie będzie przesyłał pieniądze przez
zaufanego człowieka. Na razie jej majątek jest bardzo niewielki.
—
Jak bardzo pan się ceni?
—
Zależy, gdzie chcesz jechać.
—
West College. Za ile?
— Pięćdziesiąt
dolców.
Kath
otwiera szerzej oczy i ponownie spogląda w głąb portfela. Nie czekając,
wychodzi z auta, zabiera rzeczy i odchodzi. Nie pozostaje jej nic innego jak
dojść pieszo. West College znajduje się kilka przecznic dalej, za Mostem
Manhattańskim. Droga jest długa, ale za pięćdziesiąt dolarów można przeżyć
dłużej niż tydzień. Idzie więc wolnym krokiem i podziwia architekturę miasta.
Cała technologia i bogactwo Nowego Jorku rzuca się w oczy na każdym kroku.
Miasto bardzo zmieniło się po założeniu dystryktu. Niegdyś było potężną
aglomeracją składającą się z pięciu okręgów. Władze zdecydowały jednak, że
należy ograniczyć terytorium miasta i dziś stolicą dystryktu jest jedynie obręb
Manhattan. Całość jest dodatkowo wzmocniona barierami ochronnymi. Żaden
obywatel dystryktu nie może tak po prostu dostać się do miasta. Szansę na to
mają tylko wybrani.
Uczelnia
West College leży tuż przy rzece East River opływającej Wyspę Gubernatora. Z
wybrzeża doskonale widać wiele ośrodków fabrycznych i elektrowni, wzniesionych
po drugiej stronie, na Brooklynie. To właśnie one produkują zastraszające
ilości pyłów i dymów, które nawiedzają okolice od wielu lat. Z okien uczelni
można dostrzec straszące stelaże drapaczy chmur, które ze względu na swoją
bezużyteczność, zostały porzucone.
Kath
dociska baseballową czapkę Jamesa i poprawia wypłowiałe ubranie, stara się
wyglądać lepiej. Przed sobą widzi główne wejście na uczelnię. Są to sięgające
trzech metrów ciężkie drzwi, które bardziej nadawałyby się do magazynu niż
uczelni. Kath przemierza trawnik. Tuż przed nią rozpościera się kompleks
mniejszych i większych budynków z czerwonej cegły, które należą do uczelni. Na
ławkach dookoła placu siedzą młodzi ludzie. Mimo pełniejszych twarzy widać w
ich oczach zmartwienia i obawy. Nikt się nie śmieje. Jakaś para trzyma się
wzajemnie za dłonie, szepczą do siebie. Kath zawiesza na nich ciekawskie
spojrzenie, po czym oddala się w kierunku wejścia. Po lewej stronie zauważa
akademik, do którego wchodzi się po kilkunastu schodach. Nad dwuskrzydłowymi
drzwiami głównymi wisi plakat z napisem „Witamy w West Collage”.
Po
wejściu widzi, że korytarze są wypełnione studentami i wykładowcami. Wszystko
wygląda tak, jakby rok akademicki już się zaczął. Kath z łatwością znajduje
drzwi gabinetu rekrutacji. Jeszcze przed wejściem wyjmuje z torby arkusz
dokumentów, które są niezbędne, aby ją przyjęli. Ma tam między innymi decyzję o
możliwości wzięcia udziału w programie studenckim dla obywateli z osiedli
robotniczych. Jej twarz jest nieco napięta. Siedząc w kolejce, widzi, że jej
ręce są spocone i lekko drżą.
Wkrótce
przychodzi jej kolej. W progu mija się z jakimś młodzieńcem. Jego twarz wyraża
irytację, jakby osoba będąca wewnątrz go obraziła. W sekretariacie siedzi
starsza kobieta z długą szyją i piętrową fryzurą w kolorze marchewkowym. Ma na
sobie szarą sukienkę z prostokątnym dekoltem.
—
Dzień dobry.
Kobieta
podnosi głowę i odchyla okulary, jakby chciała wyostrzyć sobie obraz.
—
Witam. — Jej głos jest głęboki, za głęboki jak na kobiecy.
—
Chciałabym złożyć dokumenty na uczelnię.
—
Poproszę. — Wyciąga rękę. — Wyniki pod koniec miesiąca. — Odwraca się do niej
plecami i sięga po kubek z kawą oraz wielkie ciastko z kolorowym lukrem. Kath
po raz pierwszy widzi taki przysmak. Na moment odpływa, zapatrzona w kolorowy
lukier.
— Możesz
opuścić już to miejsce. — Ponagla ją kobieta.
Kath
wychodzi z grymasem na twarzy. Popycha jedno ze skrzydeł drzwi i od razu czuje
miły, ciepły wiatr. Wyjmuje z bocznej kieszeni torby zegarek. Dochodzi szósta.
Dziewczyna wchodzi na ścieżkę, by przejść plac. Kieruje się do bramy. Jej wzrok
na moment przykuwa pewna postać. Po prawej stronie, w cieniu rozległego dębu
stoi człowiek. Mężczyzna patrzy się na nią, jakby chciał podejść. Ma ciemne
włosy prawie sięgające ramion i czarne ubranie. Jego wzrok budzi niepokój,
lustruje jej sylwetkę, niczym rentgen na stacji kolejowej. Kath, z trudem
odwraca głowę, idzie przed siebie, stara się nie zwracać uwagi na osobnika pod
drzewem. Chowa zegarek do kieszeni, przyśpiesza kroku i z roztargnieniem
obserwuje okolicę. Nie ulega pokusie, by sprawdzić, czy nieznajomy nadal śledzi
ją wzrokiem.
Po
dwudziestu minutach marszu Kath jest na wschodniej części ulicy Madison, przy
budynku, do którego została przydzielona przez władze. Jej kamienica znajduje
się w obrębie dużego, ogrodzonego osiedla dla studentów. Wstęp do niej mają
wyłącznie osoby uczące się na West College. Władze bardzo cenią sobie
segregację obywateli. Program uniwersytecki wyraźnie określa, kto może przybyć
na uniwersytet. Dobre oceny są tak wynagradzane, a ci z marnymi stopniami
trafiają do fabryk, elektrowni lub do osiedli robotniczych, czyli do takich
miejsc, gdzie wychowała się Kath i jej cała rodzina. Dlaczego tak jest?
Przyczyna jest prosta, władza musi dbać o swoją reputację, nie przyjmie do
pracy w mieście żadnego nieudacznika.
Stojąc
na chodniku z walizką i sportową torbą, Kath patrzy w obie strony. Dookoła
stoją takie same budynki. Nie odróżniają się kompletnie niczym. Kamienica, w
której ma mieszkać, jest z czerwonej cegły, przy wejściu znajdują się też szare
schodki. Wszystko bardzo do siebie pasuje i jest zadbane. Całość wygląda jakby
powstała specjalnie dla takich ludzi jak ona. Kath ciągnie torbę na kółkach i
pokonuje pierwsze stopnie schodów, po czym pcha drzwi. Jest w krótkim holu. Na
podłodze rozpościera się wytarty dywan, a ściany są pokryte żółtą farbą, która
w kilku miejscach odpada. Ogólnie wnętrze robi mniejsze wrażenie niż budynek z
zewnątrz. Po lewej stronie jest przejście do dyspozytorni. Znajduje się w niej
lada z wyblakłego drewna, za którą wisi kwadratowa szafeczka. Zwisają w niej
klucze do mieszkań na górze. Po przeciwnej stronie są dwie kanapy z grafitowymi
narzutami, które odpychają swoim wyglądem.
—
Jest tutaj ktoś? — Rozgląda się ze zmarszczonym czołem.
—
Witam, witam! — Słyszy pośpieszne powitanie starszej pani, która nieoczekiwanie
pojawia się za jej plecami.
—
Dzień dobry. Pani Holis? Chciałabym odebrać klucz do mieszkania. — Widzi, że
starsza pani przechodzi za ladę i grzebie w szufladzie. Ma burzę szarych loków
na głowie i pachnie mocnymi perfumami, a jej ubranie nie odróżnia się od tych
widzianych przez Kath na ulicach.
—
Tak, tak! Już mam! — Staje wyprostowana za ladą i zerka na jakieś dokumenty. —
Kathanna Lewis?
—
Tak.
—
Zaliczka została wpłacona. Czynsz ustalimy kiedy indziej, bo teraz trochę mi
się śpieszy. — Rechocze pod nosem, a Kath marszczy czoło.
—
Czy mogę dostać klucz? — Niecierpliwi się brunetka.
—
Oczywiście! — Staruszka odwraca się i otwiera szafeczkę na ścianie. Ku
zdziwieniu Kath, są tam miejsca na dwa klucze, z czego jedno jest puste. —
Proszę bardzo! Mam nadzieję, że będzie ci się dobrze mieszkać. — Pani Holis
żegna się i znika podejrzanie szybko. Kath ogląda klucz, przy którym wisi mała,
plastikowa kulka z numerem dwa. Odwraca się i chwyta bagaże. Schody są strome,
więc musi niemalże ciągnąć walizkę i torbę po stopniach. Jest w połowie drogi
na pierwsze piętro, gdy słyszy trzask drzwi na dole i gwałtowny podmuch
powietrza. W tej samej chwili na schody wbiega jakaś postać, na głowie ma
czarny kaptur, więc Kath nie jest w stanie dostrzec twarzy. Człowiek gwałtownie
mija ją na schodach tak, że musi ona odskoczyć. Mimowolnie wypuszcza z rąk
walizkę, a ta spada, obijając się o krawędzie schodów. Dziewczyna obserwuje lot
i wzdycha zirytowana, gdy wszystkie jej rzeczy wysypują się na podłogę. Kath
odwraca się przez ramię. Człowiek zniknął, a ona słyszy tylko głośne
trzaśnięcie drzwi na górze. Schodzi na parter i widzi w szybie, że na zewnątrz
stoi jakiś czarnoskóry mężczyzna, a jego włosy zakręcają się w niewielkie
loczki. Wygląda, jakby rozmawiał z kimś, ale nie ma w dłoni żadnego urządzenia.
Kath marszczy czoło, obserwując jego profil. Czyżby człowiek, który mieszka na
górze, uciekał przed tym mężczyzną? Może. To nie jej sprawa. Kath zaczyna
zbierać ubrania, a murzyn znika.
Po
minucie znów słychać dźwięk zamykanych drzwi na górze. Kath nawet nie odwraca
głowy, ale mimo to, coraz wolniej zaczyna zbierać swoje rzeczy, niedbale wrzuca
je do rozłożonej walizki.
— Może
potrzebujesz pomocy? — Kath słyszy poważny, męski ton głosu.
—
Nie, dziękuję. — Jest twarda, jednak zaciska zęby, a kształt jej szczęki mocno
się wyostrza.
— Słuchaj…
Przepraszam za to. Wszystko gra?
Kath
wkłada ostatni przedmiot do walizki, zapina ją i podnosi się na nogi. Odwraca
się. Widzi młodego mężczyznę o mocno zarysowanej szczęce, jego włosy sięgają
prawie do ramion, są brązowe. Ma przystojną twarz z kształtnym nosem, szarymi
oczami i dość długimi rzęsami.
— W
porządku. Nie przejmuj się. — Nie zwracając uwagi na młodzieńca, zawiesza sobie
porządnie torbę na ramieniu, chwyta bagaż i po raz drugi próbuje wtaszczyć go
na pierwsze piętro. Wzdycha ciężko z dezaprobatą dla samej siebie.
—
Zostaw, pomogę. Joys Wood, tak na przyszłość. — Podchodzi i zahaczając o jej
spojrzenie, z uśmiechem chwyta rączkę od walizki.
—
Jestem Kath, ale naprawdę nie musisz, poradzę sobie. — Jednak odsuwa się, by
zrobić mu miejsce. Joys wyręcza ją z łatwością, lecz bruneta dokładnie go
obserwuje, jest nieufna.
— To
żaden kłopot, Kathy. — Mówi, będąc już w połowie schodów. Kath idzie powoli za
nim, nie kryje grymasu, słysząc zdrobnienie swojego imienia. — Ale wiesz…
Wątpię, że tutaj wcisnęłaś tylko dziesięć kilo, jak dla mnie to jest o wiele
więcej. — Śmieje się.
—
Dzięki. — Kath staje obok drzwi z numerem pierwszym i przekręca klucz w zamku.
Jednak po chwili odwraca głowę i widzi, że młodzieniec wciąż się na nią patrzy.
— Dlaczego gapiłeś się na mnie w parku? — Krzyżuje ręce na piersi, celując
oskarżycielskim spojrzeniem.
—
Ja? Gapiłem się? Nie, to nie możliwe. — Uśmiecha się tajemniczo, przy czym
uwydatniają się niewielkie zmarszczki w kącikach jego ust. Kath wywraca oczami.
— To
na pewno byłeś ty, gapiłeś się na mnie jak jakiś zboczeniec schowany za
drzewem. Nie wiem, o co ci chodziło, ale nie podobasz mi się, wiesz? I kim był
ten czarnoskóry koleś, który cię gonił? Nie… — Unosi dłonie do góry. — Dziękuję
ci za pomoc, ale nie chcę mieć z tobą nic do czynienia. Nie szukam kłopotów, na
serio.
—
Nie podobam ci się? — Udaje, że jest urażony. — Zwykle dziewczyny mówią mi
różne rzeczy, ale to słyszę chyba pierwszy raz!
— Może
ja nie jestem zwykłą dziewczyną? — Kath chwyta z powrotem walizkę i ma zamiar
wejść do swojego mieszkania.
—
Stałem sobie przy drzewie i nagle zobaczyłem ciebie. Wiedziałem, że będziemy
razem mieszkać. — Mówi, by ją zatrzymać, a półuśmiech nie znika z jego ust.
— Skąd
wiedziałeś? — Stoi do niego plecami, jedną rękę ma już na klamce.
—
Zerknąłem raz do papierków pani Holis, było tam zdjęcie. Te dokumenty są
wszędzie! Dałabyś wiarę, że zwykła staruszka robi taki bałagan? — Śmieje się
pod nosem, nie spuszczając wzroku z Kath.
— Świetnie.
— Wzdycha. — Czyli oprócz podglądacza, to jesteś też jakimś przestępcą. —
Odchodzi, nie dając mu szansy na wyjaśnienia.
— Może
tylko trochę. — Słyszy dziewczyna przed zamknięciem drzwi.
........................................................................................................................................................
* komendariusz — osoba, będąca funkcjonariuszem komanda. W dawnych czasach był określany mianem policjanta.
Zapraszam do przejrzenia zakładki z bohaterami ---> postacie. Na razie nie było przełomu w akcji, ale czekam na Wasze opinie w komentarzach. Pozdrawiam! Xx
Nie pamiętam już w jak dziwny i zakręcony sposób trafiłam na Twojego bloga. Cieszę się jednak, że udało mi się go odszukać wśród tylu różnych lepszych lub gorszych opowiadań zamieszczonych w Internecie. Twoje opowiadanie jest inne i właśnie przez tą oryginalność pewnie zostanę tu na dłużej.
OdpowiedzUsuńBardzo spodobał mi się Nowy Jork i jego okolice widziane przez pryzmat Twojego opowiadania. Widać, że nie chcesz iść na łatwiznę, tylko starasz się wykreować nowy świat, nowe zasady i nowy porządek. Pierwszy rozdział był według mnie znakomity. Rozbudziłaś nim we mnie ciekawość i już nie mogę doczekać się dalszego ciągu, a zawłaszcza tego, czy nasi bohaterowie odnajdą mężczyznę, którego szukają i to całego i zdrowego. W drugim rozdziale zrobiłaś coś, czego mocno wymaga opowiadanie i cofnęłaś się z akcją, by móc dobrze przedstawić wydarzenia, które doprowadziły naszych bohaterów w to miejsce w którym tkwili w pierwszym rozdziale. Z drugiej strony jestem nieco rozczarowana, bo czekałam na dalszy ciąg z poprzedniej części. Ale to rozczarowanie jest pozytywne. Po prostu będę musiała poczekać nieco dłużej na to, by uzyskać odpowiedzi na swoje pytania :)
Nie chcę jeszcze za bardzo wypowiadać się o bohaterach, bo to dopiero sam początek historii. Zdziwiło mnie jednak dlaczego bohaterka zwraca się czasem do ojca po imieniu. Może to też jedna z nowych rzeczy, charakterystycznych dla tego nowego świata. Zastanawiam się też, dlaczego James sam wychowuje córkę. Czy matka Kath nie żyje?
Czasem zwracam uwagę na drobne szczegóły. I musze to napisać, bo bardzo spodobało mi się jak ludzie szybko potrafili obejść rygoryzm jaki został wprowadzony do ich życia. Już wyjaśniam o co tak właściwie mi chodzi. Uważam za bardzo dobry pomysł to, by odpowiadać „w porządku” zamiast tego, że jest dobrze lub źle. Ten mały fragment naprawdę dobrze pokazał, jak bardzo ludzie są tu ograniczeni przez władzę, ale pokazuje też, że oni nie będą podążać ślepo za nakazami i zakazami a mają swoją indywidualność.
Spotkanie Kath z Joysem (nie wiem jak odmienia się to imię) przyniosło nieco takich ciepłych barw Twojej opowieści i wyrwało nieco z tej szarej, dość smutnej rzeczywistości Twojego świata. Ja już bardzo polubiłam chłopaka. I cóż z niecierpliwością czekam na więcej.
Wybacz. Wydaje mi się, że mój komentarz zrobił się nieco chaotyczny a czasem może niezrozumiały. Postaram się poprawić na przyszłość :)
Dodam jeszcze, że masz naprawdę uroczy szablon, ale przeszkadza mi w nim nieco czcionka. Nie wiem tylko czy jej problem tkwi w tym, że jest mała, czy może nieco ciemna. Chyba jednak bardziej ta druga opcja. Nie dałoby się jej nieco rozjaśnić? Nie mówię, że do białego, ale chociaż nieco o ton. Wybitnie źle mi się czytało jeśli po lewej stronie był ten jasny pasek, który kolorystycznie zdecydowanie bardzo się wybijał w stosunku do dość ciemnej czcionki. Nie wiem czy to tylko moje spostrzeżenie, ale czytając trzy rozdziały pod rząd moje oczy bardzo się zmęczyły i końcówkę musiałam czytać wybitnie przybliżona do ekranu komputera.
Przy okazji zaproszę Cię jeszcze na http://przeklete-bractwo.blogspot.com/ - jest to opowiadanie, którego jestem współautorką. I cóż, może jak kiedyś będzie Ci się nudzić i zajrzysz to Ci się spodoba?
Pozdrawiam ciepło :)
Nawet nie wiesz jak wielki uśmiech wywołujesz na mojej twarzy! Bardzo się cieszę, że zechciałaś przeczytać i podzielić się swoimi tak obszernymi wnioskami! :) Jeśli chodzi o wszystkie Twoje pytania, to mam nadzieję, że za jakiś czas wszystkiego się dowiesz, w miarę rozwoju akcji. Sytuacja z matką Kath też 'wypłynie' za jakiś czas.
UsuńCo do Twojego spostrzeżenia o ludziach i ich ograniczonej wolności, to ujęłaś to wprost znakomicie, nie wiem czy sama potrafiłaby lepiej to wyjaśnić :D
Jeśli chodzi o czcionkę, to postaram się ją rozjaśnić, chociaż możliwe, że to kwestia monitora, bo u mnie wydaje się całkiem okej, ale klient nasz pan i nie zaszkodzi jej rozjaśnić deczko. ;)
Jeszcze raz dziękuję z całego serducha i oczywiście zaraz zajrzę do Twojego opowiadania.
Pozdrawiam Xx
Być może to była moja wina. Właśnie zauważyłam, że miałam jasność ekranu ustawioną na 50%. Jak to ja. Coś pozmieniam i potem o tym zapominam. Cofam uwagę :) Moja wina :)
UsuńPrzyjemny rozdział niby nic się nie wydarzyło, ale i tak fajnie się go czytało, tak szybko i nie miałam problemów z tym, że nie było akcji. Ściskam ;D
OdpowiedzUsuńWciągnęłam się w tę historie! Nie wiedziałam, że tak mocno mnie to wszystko zaintryguje. Już jestem fanką Joysa, podoba mi się że jest taki troche zadziorny i ogólnie niesie ze sobą taką pozytywną emocję do opo. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. Kiedy dowiem się coś więcej o świecie?"
OdpowiedzUsuńWeny życzę!
Cieszę się, że Ci się podoba. Dziękuję, wena zawsze się przyda. :D
UsuńMasz śliczny szablon. Do tego jest na niej Kaya, co już w ogóle mnie urzekło. Mam straszny sentyment do tej aktorki. W szablonie wszystko ze sobą tak przyjemnie współgra, że aż przyjemnie się czyta. Nawet pasek przesuwania jest wkomponowany w cały wystrój(nawet nie wiedziałam, że to możliwe).
OdpowiedzUsuńWidać, że wkładasz w bloga swoje serce i jest odzwierciedleniem Twojej osobowości. Świadczy o tym chociażby to, że dopuszczasz swoich czytelników do prywatnych zdjęć, na przykład tych z "Instagramu".
Postacie są fajnie opisane w zakładce bohaterowie. Dużo informacji w jednym miejscu, bez zbędnego chaosu - bardzo to lubię.
Przeczytałam wszystkie rozdziały i myślę, że możesz zaliczyć mnie śmiało do grona stałych czytelniczek. Lubię opowiadania w tym stylu. Sama bardzo dużo ich pisałam, dlatego mam do nich duży sentyment.
Masz lekki i przyjemny styl pisania, co w ogóle nie męczy.
Przepraszam, że dziś tak krótko, ale jestem chora, przez co złożyć coś składnego jest dla mnie dziś nie lada wyzwaniem. Co chwila kasuje jakąś linijkę i staram się wymyślić coś lepszego, co zrewanżowałoby taki miły i obszerny komentarz, który zostawiłaś mi.
Obiecuję, że przy następnych rozdziałach nie będzie tak ogólnikowo i krótko, tylko będę pisać komentarze dłuższe od posta, skupiając się na samej treści :)
Muszę tylko dodać jeszcze, że Joys zaczyna działać na mnie trochę jak Joseph, za co możesz sobie pogratulować, bo wymyśliłaś świetną postać :)
Jeszcze raz przepraszam i obiecuję poprawę.
Pozdrawiam i życzę dużo pomysłów :)
[cienie-we-mgle.blogspot.com]
Haha, praktycznie cały wieczór czekam na jakikolwiek komentarz, by iść spać w dobrym nastroju (bo one zawsze poprawiają mi humor, tak jak wielu blogerkom). Pięknie dziękuję za wizytę i za miłe słowa. To prawda, wkładam w tę pracę wiele serca, czasu (klasa maturalna bardzo mi służy, jak widać) i również emocji (biorąc pod uwagę fakt, że większość wymyślonych już wątków i sytuacji wzięła się z moich snów - nie pytaj :D). Ściskam i pozdrawiam! Xx
UsuńPiękny log i świetnie wymyślone opowiadanie! Uwielbiam taki klimat! I co ty gadasz wcale nie jest nijakie i bez uczuć! Może nie ma opisów, ale pokazujesz ten świat dookoła i to dużo daje. No i ta zakładka z historią, z bohaterami - cudeńka! Trzymaj się ciepło!
OdpowiedzUsuńElisanarm
Dotarłam do ostatniego (na razie!) rozdziału :D Hm, zastanawia mnie dlaczego ma mieszkać z chłopakiem? To on stoi za tym? Pozamieniał papierki starszej pani i teraz będą mieszkać oboje? Jak dla mnie dziwne, ale na swój sposób zabawne i nie mogę się doczekać tego co będzie dalej, a zapowiada się ciekawie :D Ja osobiście za taki numer z walizką straaaasznie bym na niego nakrzyczała :D No chyba, że wtedy bym sobie ściągnęła na głowę władze (a tego bym nie chciała) to wtedy ograniczyłabym się do kilku (nastu) epitetów pod jego adresem :D
OdpowiedzUsuńBardzo podobają mi się Twoje opisy. Nie są takie.. wymuszone? To chyba dobre słowo. Nie piszesz ich na siłę, jest w nich zawarte to co trzeba, a najważniejsze - czyta się je błyskawicznie. Naprawdę! Ja zawsze mam problem z nadmiarem tekstu i opisów i przy okazji lektur szkolnych zawsze pomijałam je :D No, czasem czytałam po jednym zdaniu, żeby mieć jakieś mgliste pojęcie :D W każdym razie długie opisy zawsze mnie nudziły, a tu nie! A wręcz nie mogę się doczekać tego co będzie dalej i jak minie pierwsza noc Kath w towarzystwie pana-niby-nie-przystojnego J :D
Ok, to chyba tyle o treści. Z przyjemnością dodaję Twój blog do linków u mnie i liczę na to, że poinformujesz mnie o nowości!
Co prawda u mnie tylko się zareklamowałaś, ale zachęcam Cię do tego abyś teraz Ty zajrzała do mnie! Będzie mi bardzo miło jeśli zostawisz tam swoją opinię ;)
http://niebezpieczne-uczucia.blogspot.com
Pozdrawiam Cię i życzę dużo weny i snów! :D
Dzięki za Twoje miłe komentarze i czas, jaki poświeciłaś :) Być może ja źle opisałam całą sytuację, ale Joys nie mieszka z Kath w jednym mieszkaniu. :D On zajmuje mieszkanie obok, dlatego napisałam, że w szafce było miejsce na dwa klucze, z czego jednego już nie było i użyłam słowa lokator, a nie współlokator. No cóż, ale jednak całość mogła trochę zmylić. Moja wina. :D
UsuńObiecuję, że rzucę okiem na Twoje dzieło, gdy znajdę chwilę czasu :)
Pozdrawiam! Xx
Nie wiem czy chcesz być powiadamiana o nowych rozdziałach, ale dodałam nowy u siebie, trochę soundtracku i nową grafikę (po lewej). W końcu skończyłam sesję, długo pisałam, ale rozdział też jest długi, więc wszystko w normie :)
OdpowiedzUsuńwww.andromeda-tonks.blogspot.com
Pozdrawiam!
Hej :) Chciałam podziękować za zostawienie u mnie tylu miłych słów i powiedzieć, że z chęcią przeczytam twojego bloga.
OdpowiedzUsuńNa razie czas goni, ale w sobotę zaczynają mi się ferie, więc oczekuj komentarzy w weekend :*
Pozdrawiam
Caroline
Masz rację, nie za wiele się działo w tym rozdziale, głównie same opisy, ale powiem ci, ze dobrze ci z nimi idzie, bo umiałam sobie wszystko wyobrazić. :)
OdpowiedzUsuńJak mówiła wcześniej są to moje kochane klimaty i mnie ekscytują nawet opisy. :D Ja sama nienawidzę opisywać nowego miejsca, ale ty robisz to z taką lekkością, ta samo jak tworzysz ten świat. Te wszystkie nazwy, zasady, opisy są tak skonstruowane, że z ręką na sercu mogłabym powiedzieć, że jest to profesjonalna książka, a po przeczytaniu historii tego świata i ogólnie, to często mam wrażenie, że chyba google ci pomagało, ale jednak nie miało ci jak pomóc i to wszystko jest twoje. Wielkie Wow dla ciebie i gromkie brawa za pisanie w pierwszej osobie. Sama wiem jaka to jest ciężka praca, gdyż gdy się wciągasz to zapominasz o czasie i powstaje przeszły. Czasami aż ci nie ufam i dokładnie analizuję zdanie, ale nie! One naprawdę jest w czasie teraźniejszym i tak z każdym napotkanym zdaniem, więc masz podziw ode mnie ;).
Tam miałaś jedną niezgodność, bo gdy odbierała klucze i na kulce jest numer 2, a ty napisałaś, że ustała obok drzwi z numerkiem pierwszym.
Od razu wiem, że Joys i Kath będą parą ^^ Tylko nie rozumiem zachowania dziewczyny, bo ona się na niego tam mega wścieka, ale o co? O tą walizkę? Toć jej pomógł i przeprosił. O to, że ją podglądał? Po prostu poznawał nową lokatorkę. Czego ona od niego chce? ;o
Mam odrzucenie do chłopaków z długimi włosami, bo napisałaś, że miał włosy prawie do ramion i że dziewczyny go tak kochały, a ja takie CO?! O.O Ale po zobaczeniu zdjęcia twojego wyobrażenia, stwierdzam, że okey może być. Nie będę widzieć kolesia typu profesor Snape ( czy jak to się pisze xd ) czy jakiegoś babo chłopa. Bleeee yyy xd
Zastanawia mnie postać murzyna. Z czym jest on powiązany? Dlaczego ten kolo od niego uciekał?
Napisałaś, że baba od sekretariatu miała zbyt głęboki głos. Zastanawiałam się, czy jest to trans czy po prostu baba z mocnym głosem xD
Przyznam, że na początku trochę mnie znudziło, ale u ciebie jest takie coś, że jak się wczytasz to idziesz dalej ;D
Szkoda, że nie mam tego w wersji papierowej i całej historii, bo serio zapowiada się niezła akcja i powstaje mój świat, który ty tak stworzyłaś, że serio jestem pod wielkim wrażeniem.
Życzę powodzenia i weny :*
opowiadanie kasyczi.blogspot.com
Wielkie dzięki za Twój czas i komentarz :D Wszystko tak analizujesz i jestem zawsze podekscytowana czytając to, bo ciekawość mnie zżera co do wizji jaka tworzy się w moich czytelnikach.Bardzo się cieszę, że tak sądzisz o wszystkich opisach i całości. Powiem szczerze, że czasem jest mi ciężko pisać w ten sposób całą narrację i bywają chwile kiedy czytając jakiś akapit stwierdzam, ej przecież wwaliła tutaj czas przeszły! :D Tak więc wbrew pozorom wszystko jest sprawdzone 10 tys. razy przed publikacją. I powiem Ci jeszcze, że wcale nie jest tak lekko pisać te opisy. Bywa, że idzie łatwo, ale bywa też, że jest ciężko.
UsuńCo do Joysa i długich włosów, to nie wiem jak większość, ale jeśli gość jest przystojny to dłuższe, zadbane włosy wyglądają super i je lubię. Uśmiechnęłam się na Twoje wspomnienie Snape'a, bo tak się składa, że to chyba moja ulubiona postać z całego świata literatury. :D Ale spoko, każdy ,a swoje gusta.
Pozdrawiam ciepło i dzięki! :)
Olaa... ty serio masz talent. To jest świetne! Czekam na kolejne rozdziały :*
OdpowiedzUsuńDziękuję, Aniu!! :*
UsuńCześć :)
OdpowiedzUsuńPod poprzednim napisałam, że w tym tygodniu nadrobię trójkę i oto jestem!
Dobre opisy, choć czasami wydają mi się odrobinę sztywne i sztuczne. Ale to tylko moje odkrycie.
Biurokracja wszędzie. Osobiście nie przepadam za wizytami we wszelkich urzędach czy też dziekanacie, ale taki mus. I to nastawienie kobiety w sekretariacie - nie jest to powszechność (głupi stereotyp; ja mam miłą panią w dziekanacie. Jedną, ale mam), ale częściej ma się do czynienia z tego typu urzędnikami.
Jest i Joys. Muszę się przyzwyczaić do zapisu jego imienia. Dobił mnie końcówką xD "Może tylko trochę."
W pewien sposób przewidywalne to strącenie walizki, ale przyjemnie mi się o tym czytało. W świecie Kath, gdzie środowisko jest zatruwane, a społeczeństwo segregowane, taka znajomość może wnieść odrobinę koloru. Jestem ciekawa, jak będzie im się razem mieszkać.
Pozdrawiam! :)
Tak jak pisałam już wcześniej, akcja coraz bardziej się rozkręca i zdecydowanie mi się to podoba. Twoje opowiadanie jest nieco chaotyczne ale jakoś bardzo mi to nie przeszkadza. Piszesz w oryginalny sposób i twój sposób ukazania rzeczywistości jest wyjątkowy. Podoba mi się zachowanie Joysa (jak to się odmienia? :D ) jest taki... ciepły :)
OdpowiedzUsuń"tak by należycie reprezentować władzę, które, co tu dużo mówić, jest ich pracodawcą." - coś mi tutaj zaszumiało ostro :D które są ich pracodawcami* ? :x
OdpowiedzUsuńPolityka tego miasta jest dość dziwna i sztywna, jak na tego typu opowiadanie przystało w sumie :P Intryguje mnie to. Chcę dowiedzieć się jeszcze więcej! Trochę historii kraju, itede. Fajnie by było poznać szczegóły :D
Zastanawia mnie ten facet. Chłopak. Bógwieco.
Jakim cudem będą mieszkać razem? W jednym pomieszczeniu? Mam wrażenie, że nie wyjdzie z tego nic dobrego. Czy 1 rozdział był retrospekcją? Bo tak mi się zdaje, a jak mi się zdaje, to jeszcze bardziej się wciągam i chcę więcej.
Chyba jednak nie będę zwlekała z tym blogiem XD
Hej! Bardzo się cieszę, że do mnie zawitałaś, i że ci się podoba! Jeżeli chodzi o historię świata, to możesz dowiedzieć się więcej w zakładce - http://oczy-w-ogniu.blogspot.com/p/i-n-f-o.html?m=1
UsuńI jeszcze jedno - muszę wyjaśnić i w końcu coś poprawić, bo Kath nie mieszka z Joysem. Wynajmują dwa mieszkania obok siebie. ;)
Życzę miłej lektury, mam nadzieje, że zostaniesz na dłużej. :*
A ja będę psioczyć. Wybacz xD Nie będę powtarzać o brakujących emocjach. Wystarczy raz i koniec.
OdpowiedzUsuńJednak zatrzymam się dłużej na Joyc'sie? Kurde, wybacz, ale nie wiem jak odmieć jego imię. To spotkanie trochę mnie zniesmaczyło, bo od razu dało wyczuć tą schematyczność. Ona uważa się za wyjątkową, taką inną dziewczyną od innych, ale od razu spotyka przystojniaka, co jej pomaga w dodatku próbuje z nią chyba poflirtować. No takie odniosłam wrażenie. Niestety to spotkanie mi się zdecydowanie nie podobało. Trochę się zniechęciłam, bo boję się tego, co będzie dalej. Oby mniej takich wpadek/przypadków/spotkań itp. Ani przystojniaków lecących na główną bohaterką, taką inną od innych dziewczyn.
Lecę dalej.